Opuszczaliśmy Polskę w deszczu i zimnie, w
nocy temperatury nie przekraczały 6 stopni. Informacja o zagrożeniu powodziowym
tym bardziej zmobilizowała nas do szybkiego oddalenia się od granicy naszego
pięknego kraju.
Podczas kilku pierwszych dni oprócz deszczu
widywaliśmy jedynie owce, kozy i krowy. Postanowiliśmy omijać wszelkie płatne
drogi, dzięki czemu zaoszczędzamy na opłatach i zyskujemy na pięknych widokach
malowniczych wiosek. Podróż znacznie się wydłuża ponieważ wąskie drogi po
górach i dolinach nie pozwalają przekroczyć 60 km/h. Nie spieszy się nam :-)
widoki :-) |
Wąskie ścieżki przez lasy i doliny
|
Mistrz kuchni…nie tylko włoskiej
|
Kraina jak u Hobbita
|
Koleżaneczki
|
Nie wychylaliśmy nosa z naszego busa oprócz kilku przerw w dostawie
deszczu. Jedną z nich była mała wioska w Czechach gdzie w trakcie szukania
noclegu na ładnej, niepozornej w czyhające niespodzianki polance zakopaliśmy się w niewiarygodny sposób. Tył samochodu usiadł
na górce, lewe przednie koło nie dotykało podłoża, prawe przednie wryło się w
ziemię, samochód przechylił się tak
jakby zaraz miał obalić się na prawą stronę, a nasz stan wskazywał na lekki
przed zawał . Godzinna walka z 3 tonowym ''przeciwnikiem'' przegrana. Nie pozostało nic innego jak wołanie o Bożą
interwencję. I jest… nasz „anioł stróż” w niebieskim traktorze. Bez wahania i
mrugnięcia okiem podjechał pod stromą górkę, bez zbędnych słów zamocował linę,
wyciągnął tęczowy mobil po czym odjechał machając ręka na pożegnanie. Uratowani
!
Austria, podobnie jak jej sąsiadka przywitała
nas deszczem. Zaczęliśmy marzyć o słońcu, posiłku na trawie i klapensach na
stopach. Nie pozostało nic innego jak gnać dalej w poszukiwaniu ciepła.
Zamiast ciepła wkroczyliśmy w krainę śniegu.
Trasa wśród Alp sięgnęła 1600m n.p.m. Kręte
drogi z przepaścią z boku bez zabezpieczenia zapierały dech, nie zawsze
pozbawiony strachu. Ale warto było ponieważ powoli z chmur wyłaniały się coraz
to piękniejsze widoki.
Alpy, przystanek na 1370 m n.p.m, zimno,
bardzo zimno…
|
Przejaśnia się !
|
Dotarliśmy do miejscowości Schwaz, gdzie ku
naszemu zaskoczeniu był darmowy parking dla kamperów i sympatyczny Holender.
Rano przyszło słońce, deszcz odszedł w
niepamięć, spacery po malowniczym miasteczku, dostęp do Internetu i parking,
który posłużył nam do sprawdzenia dziwnych dźwięków podczas jazdy. Stało się,
pierwsza awaria...
anteny...anteny... |
To tutaj Michał odkrył wycieki smaru z
przegubu
|
Nie udało się zatamować wycieków, sytuacja z
samochodem okazała się na tyle
nieciekawa, że konieczna jest naprawa, ale jak to zrobić mając ograniczone
środki na koncie, nie znając języka, nie mając odpowiednich narzędzi i miejsca.
Jedyny pomysł jaki przyszedł nam do głowy to
pojechać do znajomych naszych rodziców z Konstancji nad jeziorem Bodeńskim. To
wspaniali Polacy, którzy mieszkają w Niemczech prawie 30 lat.
W drodze do Konstancji
|
Jest na co popatrzeć |
Tym razem nie jedliśmy w busie
|
Malownicze trasy
|
W Konstancji… czas zoperować busa na placu
u Manfreda
|
Naszych nowych znajomych nigdy wcześniej nie
widzieliśmy na oczy, ale ilość dobroci,
okazanej nam pomocy, gościnności i serca przewyższył nasze oczekiwania. Pan
Gieniu okazał się osobą która wszystko załatwi, wszystkich zna, jest złotą
rączką, idealny kompan by razem z Michałem zabrać się za naprawę. Pani Terenia, cudowna osoba,
martwi się tylko że nie jem mięsa, nie zdaje sobie chyba sprawy jak pyszne gotuje
wegetariańskie potrawy. Awaria awarią, ale dzięki Pani Tereni i Panu Gieniowi spędzamy
beztrosko dni korzystając z pięknej pogody i ładnych widoków, a wieczory
upływają na miłych pogawędkach z naszymi gospodarzami. Nigdy nie zapomnimy ich wielkich
serc i lekcji przyjmowania dobroci.
Czekając na części … spędzamy czas …
|
Pozdrawiamy Was serdecznie i do usłyszenia :-)