sobota, 22 kwietnia 2017

Polska

Słyszę rżenie koni, głodne, zaraz Michał je nakarmi, potem wybiegną na rozległe łąki, porośnięte świeżą trawą. Pierwsze promienie wkradają się na taras starego domu. Jest chłodno, ale wychodzę opatulona swetrem i wystawiam buzię na poranne słońce. Słyszę koguta, kury i gęsi, zaraz wyjdą w poszukiwaniu robaków. W powietrzu unosi się śpiew ptaków. W ciągu dnia, pod moim oknem spacerować będą dwie owce, nierozłączne, puchate, białe kulki. Czarny kociak ociera się o nogi, mruczy na przywitanie. Jesteśmy sami. Nie słychać nic oprócz zwierząt i budzącej się do życia natury. Zrobię kawę, zaniosę śpiącemu jeszcze Michałowi, dodam cukru i śmietanki, tak jak lubi. Mazurski Stary Folwark… zostaniemy tu przez chwilę, kilka tygodni, odetchniemy świeżym powietrzem, wyciszymy nasze wnętrza, zatrzymamy się po kilkumiesięcznej podróży po Polsce i nie tylko. Posiedzimy na łące, popatrzymy na zachody słońca, pomożemy przy zwierzakach… a ja?...skończę coś, co zaczęłam trzy lata temu, a co właśnie trzymasz w swoim ręku … Są kruche, niestałe, przybierają rozmaite kształty, małe, duże. Niektóre idealnie okrągłe, czasami owalne, inne tworzą długie tunele. Jedne szybują daleko w górę, unosząc się nad ulicami pełnymi przejeżdżających samochodów, dachami starych budynków. Inne, wpadając w powietrzny korytarz, wirują przed oczami, dzielą się na małe cząsteczki i tańczą, odbijając kolorowe promienie słońca. Na ich widok, ludzie zadzierają głowy, na ich twarzach pojawia się uśmiech. Są nieliczni, których nie wzrusza armia lecących perełek, lub wielkie monstra, sunące wzdłuż chodnika. Wtedy zawsze się śmieję, patrząc z niedowierzaniem, że można przejść obojętnie. Ale to jednostki, których dziennie policzyłabym na palcach. Dzieci nigdy nie przejdą obojętnie. Wyciągają swe małe rączki w górę, otwierają buzie z zachwytu i piszczą ze szczęścia. A my? Gestem zachęcenia zapraszamy je w bajkowy świat baniek. W ich małe dłonie wkładamy instrumenty, by wspólnie wypełnić okolicę wszystkimi barwami tęczy. Około szesnastej dzieci kończą szkołę, wtedy bańkowe szaleństwo nie ma żadnych granic. Nie starcza nam rąk do pomocy, ale nic nie szkodzi, zabawa toczy się własnym torem. Radości co nie miara, bańki fruwają, ludzi przybywa, dumni rodzice pstrykają zdjęcia swoim szkrabom. Biorę malucha i podtrzymując w jego rączkach wielką bańkownicę, puszczamy banię dwukrotnie większą od niego. Achów i ochów nie ma końca. Po dwugodzinnym szaleństwie, nasi mali współtowarzysze zabaw, rozchodzą się do domów. Jak cudownie, że tu jesteście, dajecie naszym dzieciom wiele radości, mówi na pożegnanie jedna z przychodzących regularnie mam. Pakujemy sprzęt na rowery i powoli przemykamy uroczymi, berlińskimi uliczkami w kierunku domu. Już od trzech lat nasz dom jest tam, gdzie jesteśmy my, tym razem to mieszkanie znajomego, który kilka tygodni temu wprowadził nas w tajniki kolorowego, bańkowego świata. Zabrał nas do Berlina, by pod jego czujnym, mistrzowskim okiem, uczyć nas bańkowego, radosnego fachu. Tydzień przedłużył się do miesiąca, ale w naszym przypadku, to nic nadzwyczajnego. Tak jak w Afryce, tak i tutaj, brak planu, elastyczność i korzystanie z tego co Bóg daje, jest zawsze najlepszym rozwiązaniem. Pół roku temu mieliśmy powrócić do, „porzuconej” tak nagle i niespodziewanie, Afryki. Wyszło inaczej. Przez kilka miesięcy walczymy jak lwy o wizy, umożliwiające nam dłuższy pobyt w miejscu, które opuściliśmy tylko dlatego, by moc w nim być. Czy to nie zabawne? Czy mimo wszystko wyjechałabym z Afryki, wiedząc, że tak szybko do niej nie powrócę? Tak. Ale dojrzewałam do tego kilka miesięcy. Po długiej wizowej walce, przychodzi czas, że odpuszczam. Moje serce wypełnia pokój i już nie walczę. Ogrom przyjaźni, nowych relacji, doświadczeń i miłości było tego warte. Wizowe komplikacje zatrzymały nas w Polsce i zmusiły do dzielenia życia z innymi, co okazało się cenniejsze niż złoto. Wiele domów otworzyło przed nami drzwi. Mamy cudownych przyjaciół i wiem, że pewnego dnia my otworzymy swoje drzwi dla innych. Pobyt w Polsce zaskoczył mnie kilkakrotnie. Teraz? Na Mazurach, wśród zwierząt i zielonych traw, czekamy na ostateczne i ponowne rozpatrzenie naszej wizowej sprawy. Czy mi zależy? Sama już nie wiem. Nie widzę mojego życia z szerszej perspektywy, ale wiem, że jest ono w dobrych rękach, więc nie musze się martwić. Chcę chwytać każdy dzień, nie ważne gdzie, ważne by blisko Bożego serca. Jeśli zostaniemy, nie będę tęsknić za Afryką. Swoją uwagę poświęcę na tym co tutaj, co dookoła mnie. Jeśli wizy otrzymamy, to wyjadę, nie tęskniąc za Polską. Nie chcę skupiać uwagi na tym, czego nie mam, myśleć o tym, co daleko. Chcę żyć tu i teraz, bo po coś tu jestem, gdziekolwiek to będzie. Jeśli otworzymy szeroko swoje oczy, dostrzeżemy piękno i cuda w chwilach dnia codziennego. Jeśli otworzymy swoje serce na miłość, jaką ma dla nas Bóg, poznamy inny wymiar i smak życia. Czy zawsze jest łatwo? Nie, życie to nie tylko róże i fiołki. Ale z Bogiem wszystko jest możliwe, nie ma góry zbyt wysokiej, nie ma wody zbyt głębokiej. Boże plany, to nie zawsze nasze ambicje, ale patrząc na swoje życie, jedno wiem na pewno – nie jest nudno, a to dopiero początek. Nie zaplanowałabym naszego życia w sposób, jaki robi to Bóg, który jest mistrzem logistyki, z dużą dozą poczucia humoru i kreatywności. Jest Bogiem, a jednocześnie dobrym Ojcem, który chce byśmy żyli w wolności i w pełni możliwości, jakie dla nas przygotował. Życie każdego z nas ma sens. Nie jesteśmy tu przypadkiem. Mamy dary, talenty, jesteśmy unikatowi. Nie przegapmy ani chwili. Kochajmy Boga, kochajmy innych i dajmy się kochać. Wszystko inne przeminie…pęknie jak bańka mydlana.




W ŚWIECIE BANIEK

film




















STARY MAZURSKI FOLWARK