czwartek, 19 czerwca 2014

Od Szwajcarii po Lazurowe Wybrzeże Francji



Szwajcaria, mam nadzieję,  już  zawsze będzie kojarzyła się nam z ludzką dobrocią i hojnością. Odebraliśmy samochód, na do widzenia Christoph zalał nam bak do pełna. Niektórzy z Was znają historię, w której Michał oświadczył mi pewnego popołudnia, w chwili mojej słabości odnośnie finansów, których nie mamy na taką wyprawę, mówiąc: „Sylwia… zobaczysz… jeszcze będziemy jeździć za darmo”. Po kilku dniach zabrakło paliwa w naszej starej Toyocie Tercel, zabraliśmy karnister, podjeżdżamy busem pod stację, zalewamy 10 litrów, a licznik pokazuje zero. Michał chce płacić, pan na to że przecież jest zero, no ale karnister pełen. Przychodzi ochrona, majstruje coś, po czym oświadcza: „Dzisiaj jeździ pan za darmo”. Wtedy dostaliśmy 10 litrów, tym razem 30. Czekam aż będzie pełen bak. Jakbyśmy jednak policzyli całość „prezentów” finansowych teraz i przed wyjazdem to już kilka baków spokojnie by się uzbierało. W tym miejscu wielkie dzięki dla tych którzy zechcieli nas wesprzeć nawet kilkoma litrami, to wspaniałe z Waszej strony! 
                Szukanie noclegu to nie zawsze prosta sprawa, szczególnie przy wysokich wymaganiach, jakimi są : ma być ładnie i bez opłat. Oprócz aspektów wizualnych, a o te jak na razie nie jest trudno, dochodzą utrudnienia wszelkiej maści zakazów. Jesteśmy z tym ostrożni bo mandat w euro z pewnością nie przysporzyłby nam radości.  
Na szczęście Michał nigdy nie daje za wygraną i jedzie dopóki oboje zgodnie nie powiemy TAK, to jest to. Jak do tej pory mamy przyjemność rozkoszować się noclegami w pięknych sceneriach, z widokiem na góry, z szumem rzek lub morza. Jedyne miejsce gdzie musieliśmy zapłacić to we Francji pomiędzy Niceą a Marsylią. Całe wybrzeże pokryte jest kurortami, drogimi hotelami i tysiącem zakazów dla kamperów. Dzięki Bogu trafiliśmy na plażę gdzie jest dzicz, cisza, spokój, las, absolutny brak prądu, gwieździste niebo nocą, daleko od hałasów miasta, głośnych barów i betonu, aż ciężko uwierzyć w taką oazę spokoju. Oczywiście nie zawsze stronimy od cywilizacji. Noc wcześniej spędziliśmy we Włoszech w San Remo, w samym centrum obok głównej promenady, z widokiem na morze. Michał źle skręcił, nie wierzę w przypadki, dzięki temu znaleźliśmy się na parkingu który o tej godzinie był już bezpłatny i miał bezpośrednie zejście na plażę. Nasz pierwszy wieczór na wybrzeżu spędziliśmy na morskiej kąpieli, nocnych spacerach po porcie i głównych ulicach tętniącego życiem miasta.
                Nasz ostatni nocleg w Szwajcarii to kamienista plaża w lesie z widokiem na góry, z szumem rzeki i bez żywej duszy obok. Najprawdopodobniej ktoś wcześniej nie dogasił paleniska ponieważ nagle przy kolacji pojawił się mały ognik. Jak już się zapaliło i drewno leżało obok to skorzystaliśmy z przyjemnością. Rano, siedząc nad rzeką, rozważając o życiu i o tym że z każdym dniem kąsam je z większą przyjemnością, usłyszałam delikatny dźwięk blaszanego bębna. Pięknie komponował się z rzeką. Była to pani około 40tki, wyglądała jakby witała nowy dzień, słońce lub oddawała cześć Stwórcy wszechświata. Magiczny moment, nie  chciałam się poruszyć by nie zburzyć chwili. Po paru minutach przybyła kolejna pani z wielkim jasnym psem, usiedli nad brzegiem. Nikomu nie wadząc każdy znalazł swoje miejsce. Po chwili przybyła pani na koniu, to już sięgnęło szczytu piękna tego niczym niezmąconego poranka. Koń ostrożnie wszedł do wody, długo pił, wyglądał pięknie, po czym……………………….............. ...............................................   zesrał się!!! czar prysł ! Poszłam na śniadanie, smakowało wybornie.  
Wjeżdżając do Włoch, po idealnie sterylnej Szwajcarii uderzył mnie widok dziewcząt czekających na skraju drogi na klienta. Miały swój stołeczek, parasol i butelkę wody. Wszystkie były czarnoskóre. Ścisnęło mi żołądek. Nigdy nie wiadomo czy są tam bo chcą, czy raczej zostały podstępem zwabione w biznes, którego się nie spodziewały, gdzie ktoś nabija kasę kosztem życia, godności i wolności drugiej osoby, pod groźbą, w sytuacji bez wyjścia, bez języka i paszportu…
                 
           Siedzę na plaży, szum morza śródziemnego, słońce już zachodzi. Każdego dnia mamy dziesiątki rzeczy za które możemy być wdzięczni. Dla mnie ta jest jedną z nich.

Pozdrawiamy, niech moc będzie z wami .  

Ostatni poranek w Szwajcarii

Piękne mosty po drodze do Francji

Francja w drodze

Francja w drodze

Nocleg z widokiem na Mont Blanc

Spacery w zasięgu wzroku na Mont Blanc

Bywają i burze

Szukając noclegu, niedaleko Termignon, Francja

Znaleźliśmy, piękne miejsce koło Termignon

Chyba bardzo chciał byc na tym zdjęciu :-)

Widok z sypialni, Termignon, Francja

Gdzieś we Francji

Korek na drodze

Wzdłuż wybrzeża

Monako

Psy też mają zakazy, nie tylko kampery

Nasza rajska polaża

Happy tourist, plażing

Pisząc tego posta, pozdrawiam
        

sobota, 7 czerwca 2014

Szwajcaria



             Po tygodniu w  Konstancji czas na Szwajcarię, kierunek Biel. 9 lat temu poznałam tutaj wspaniałych ludzi. Salome jest jedną z nich. Radości co nie miara. Jedna rzecz nie dawała nam jednak spokoju. 

W stronę światła

W Niemczech naprawiliśmy busa, przynajmniej tak nam się wydawało, „hałasy” nie ustąpiły. Po wizycie w specjalistycznym warsztacie zapewniono nas że wszystko w porządku ,„te typy tak mają” usłyszeliśmy. Ja uwierzyłam, z Michałem nie tak łatwo. Po raz kolejny potrzebowaliśmy pomocy w postaci garażu gdzie spokojnie można rozgrzebać wnętrzności naszej maszyny.
Po kilku nieskutecznych telefonach znalazł się Christoph, którego reakcja była bardziej niż zaskakująca. Usłyszawszy przez telefon naszą historię, zaproponował by tego samego dnia odstawić busa do jego warsztatu, zaoferował mechaników, naprawę i wszelkie części na jego koszt. Niewiarygodne? Nam też zaparło dech.


Salome podczas rozmowy z Christophem

Wspomnainy warsztat okazał się nie jakimś małym warsztacikiem, ale ogromną halą z kilkoma boksami gdzie nasz busik wygląda jak mały żuczek.
Po wstępnej analizie wręczono nam kluczyli do auta zastępczego i poinformowano że się skontaktują.


Duży warsztat, duże busy
            Christoph,  którego nie widzieliśmy jeszcze na oczy zadzownił po kilku dniach by poinformować że sprawa jest poważniejsza niż myśleliśmy, mechanizm różnicowy i zębatka w skrzyni biegów. Ha ! Ale spokojnie, wszystko naprawią, części już zamówione.
Nie mogliśmy uwierzyć w to co mówił, wszystko było sprawdzane, wymieniane, naprawiane, a tu taki psikus.
Zaskoczeni, ale szczęśliwi i wdzięczni Bogu za obrót spraw, oddaliśmy się w cudowny czas cieszenia się każdym dniem, spędzania czasu ze znajomymi, jedzeniu, spacerach, leżeniu na trawie i wierzeniu że wszystko będzie dobrze.

W Bern z małym Emilio



Nad Aare…


Diego, Noemi, Salome, Gianni, dzieciaki…


Emilio, ostatni raz widziałam go tuż po wyjściu z brzucha mamy 

Pchli targ w Bern


Zaoferowaliśmy Christophowi pomoc, jeśli w czymkolwiek by jej potrzebował. Trafione w dziesiątkę. Właśnie kończą z żoną remont nowego domu, muszą się wkrótce przeprowadzić, więc jeśli mielibyśmy chwilkę  to z wielką radością przyjmie naszą pomoc. Co za pytanie, oczywiście że pomożemy. Co więcej, żebyśmy nie musieli dojeżdżać zbyt daleko do jego domu i by umilić nam i tak miłe życie wręczono nam kluczyki do domku z ogródkiem, położonym dwie minuty spacerem od malowniczego jeziora w Murten. Ciężko nam w to wszystko uwierzyć, ale dzieje się.
Christoph i jego żona okazali się bardzo pokornymi, pomocnymi i dobrymi ludźmi o wielkich sercach.


Nasz tymczasowy domek


Wieczorne spacery nad jeziorem


A  w dzień skaczemy po drabinach pomagając Christophowi


             Dobrze że nasz plan podróży, oprócz dotarcia do czarnego lądu nie miał planu. Dobrze móc się zatrzymać, cieszyć byciem z ludźmi, pomagać, przyjmować ,dawać. Zostaniemy tutaj może tydzień , może dwa. Pomożemy tyle ile będzie trzeba, poczekamy na naszego busa, ruszymy dalej, zachowamy wspomnienia i kolejną lekcję dobroci.

Pozdrawiamy i do usłyszenia wkrótce.