środa, 16 lipca 2014

Portugalia



                Midoes, mała Portugalska wioska, mały pomościk, kilka łódek. Michał na środku rzeki z poznanym wczoraj tubylcem łowi ryby. Obok Farid, Belg podróżujący od 10 miesięcy starym kamperem. Naprawia uszkodzony wysuwany dach. Wyleciał dzisiaj w powietrze przy silniejszym podmuchu wiatru. Gwen, jego dziewczyna robi pranie w miejskiej, ręcznej, kamiennej pralni przy źródełku. Kilka metrów dalej w jedynej knajpie rozbrzmiewa mandolina i śpiewający mieszkańcy. Przy kliku dźwiękach bawią się lepiej niż na polskim weselu, a uwaga - jest dopiero 16 po południu i nie było wyskokowych napojów. Wpadli na chwilkę bo otworzyli bar, w przerwie między codziennymi zajęciami. 
                Przybyliśmy tutaj w niedzielę wieczorem, w poniedziałek spragnieni zimnych trunków zastaliśmy jedyny bar w wiosce zamknięty. Poznany na brzegu rzeki mieszkaniec, z którym teraz Michał siedzi w łódce, poinformował nas że bar otwierają tylko w weekendy, ale zaprowadzi nas do właściciela. Nie zastaliśmy go. Ku naszemu zaskoczeniu następnego dnia bar był otwarty, przypuszczam że specjalnie dla nas. Taka okazja zgromadziła całą wioskę, grają, śpiewają, są chętni do rozmów, ale niestety mój hiszpański, a tym bardziej angielski nie pomaga w komunikacji. Opowiadają historie, których znaczenia  mogę się tylko domyśleć . Nie mniej słucham i obserwuję  jak radosna, tańcząca, spokojna i rozbawiona  jest kultura Portugalczyków na małych wioskach liczących zaledwie kilka domów. Mają czas, który inaczej dla nich płynie i chęci by zaprowadzić ciebie tam gdzie chcesz. Nie ważne że nie pogadacie po drodze. Tak po prostu.
                Jeszcze kilka dni temu nocowaliśmy nad oceanem w Apulia, budziliśmy się i zasypialiśmy przy szumie  fal. Ocean ma swoje życie, w ciągu dnia wzburzone fale, które wieczorem oddalają się o około 50 metrów by odsłonić kawałek swojego cudownego podwodnego świata, a tym samym przyciągnąć poławiaczy oceanicznych żyjątek. Tuż przed zachodem słońca skaczą między odkrytymi skałami z długimi „dzidami” by po godzinie, dwóch powrócić na brzeg ze sznurem upolowanych ośmiornic.
                Przenikliwe zimno i wiatr skutecznie powstrzymało mnie przed kąpielą, mimo bezchmurnego słonecznego nieba temperatura potrafiła spadać do 18 stopni. Michał nie pogardził.
                Jadąc z powrotem w głąb kraju natknęliśmy się na niedzielny ogromny bazar, gdzie oprócz „markowych” okularów i torebek Prady za 10 euro można było kupić zwierzaki żywe lub w postaci wielkich kawałów mięsa, ryby, pyszne chleby i wypieki. W przerwie w zakupach można było popatrzeć na gonitwy psów i postawić na jednego goniącego za zdechłym królikiem przywiązanym do sznurka.  Zauważyłam że muszę nauczyć się jednej bardzo ważnej umiejętności-  targowania się. Kilka razy  za warzywa zapłaciłam kwotę jaką mi podano i za pierwszym razem dostałam mango gratis, za drugim razem nie miałam tyle ile trzeba i nie zrobiło to sprzedającej żadnej różnicy, wzięła co miałam, za trzecim razem pani machnęła na mnie ręka i dorzuciła kapustkę. Pomyślałam wtedy że chyba daję się robić w trąbę, a sprzedawczyniom aż żal że tak łatwo się zgadzam na proponowane kwoty, które z pewnością powinny były spaść co najmniej do połowy. Stąd te gratisy. Nauczę się.
                18:00, przestali grać, wioska rozeszła się po domach. Zapadła cisza. Michał wraca z rybami. Kolejny wieczór spędzimy na jedzeniu i długich opowieściach z naszymi belgijskimi sąsiadami. Dużo pozytywnego nauczyłam się dzisiaj patrząc na postawę tubylców. Drobna nuta muzyki może być pretekstem do fiesty. Mały dwugodzinny przerywnik na zabawę i radość. Bez skrępowania, bez wstydu, zacznijmy tańczyć i cieszyć się chwilą.

Pozdrawiamy Was serdecznie i do usłyszenia wkrótce ...
 
Pierwsza noc na portugalskiej ziemi, jezioro w górach

W drodze

Pranie, w każdej wiosce jest źródełko

Arbuzowy księciunio

Nocleg z pięknym widokiem

Hamak zawsze przydatny

W drodze nad ocean

Piękne odpływy, Apulia

Poszukiwanie skarbów



Odkrywaja się zastawione pułapki, kawałki ośmiornic

Poławiacze ośmiornic z bosakami, zwanymi przeze mnie dzidami

Wyciągają ośmiorniczki pochowane między skałami


Pomimo lodowatej wody...

Wielkie miasto , Porto

Uliczki porto

Kanarki i kafelkowe ściany

Rzeka Douro i polowanie na śniadanie
 
               

5 komentarzy:

  1. Nawet nie wiecie jak się jaram waszą podróżą, świetne fotografie, szerokiej, genialnej dalszej drogi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Beautiful!!!! I just keep on reading and reading and reading......!!!!! (write the book!!)

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękujemy!!! w miare możliwości będziemy informować co tam na drodze sie dzieje.
    Thanks Salo, we will try to keep informing how is it going in our bus "-) love.

    OdpowiedzUsuń
  4. właśnie postanowiłem nadrobić zaległości korzystając z wolnego czasu i stanęło na tym, że przeczytam raz jeszcze wszystko od początku i natknę się na zaległe części :) i fajnie się to czyta od początku jednym podejściem. lecę dalej

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow!!!! gratulacje i nie zaprzeczę że niezmiernie mnie to cieszy :-) lepiej poźno niż wcale ! ściskam mocno i miłego czytania. trochę sie tego nazbierało przez dwa lata :-)

    OdpowiedzUsuń