Miało być jedno popołudnie, minęło kilka dni. Pierwszy padł
Michał, po dwóch dniach ja. Z chorobowego stanu wyrwał nas unoszący się w
oddali dym. Marvoa, małe malownicze miasteczko z dobrze zachowanymi murami
starożytnego zamku. Wdrapaliśmy się na górę i zgodnie z naszymi obawami płonął
las. Ogarnia mnie strach na widok ognia. Kilkakrotnie byłam świadkiem
interwencji helikopterów ratujących wysuszoną portugalską piękna ziemię. Przypomina mi o kruchości życia i utracie
wszystkiego. Może lepiej nie przywiązywać się do materialnych rzeczy? Ale jak
żyć bez nich w tak materialnym świecie? Pomimo wielu dzielących nas kilometrów, nocą
bus wypełnił się zapachem spalenizny. Wyjechaliśmy następnego dnia. Nie z powodu
ognia, który dzięki Bogu został opanowany, odzyskaliśmy na chwile energie,
potrzebowaliśmy zmienić miejsce. Nie dojechaliśmy jednak do planowanej Lizbony,
zatrzymaliśmy się niedaleko Avis, nad jeziorkiem. Chcieliśmy upewnić się czy
stan zdrowia pozwoli na dalszą drogę. Nie pozwolił. Kolejny dzień i kilka
następnych spędziłam w łóżku. Nie towarzyszył mi żaden ból, tylko niemoc w
poruszaniu. Brakowało mi sił. Dużo spałam a w międzyczasie obserwowałam jak
Michał łowi ryby, zmienia miejsce położenia lub rozmawia z rybakami. Nocą
zostawaliśmy sami, z wyjątkiem dzikiego lisa i dwóch kotów. Oprócz poławiaczy
ryb odwiedzała nas przybłęda, piękna brązowa suka. Młoda, głodna, chyba miała
dom lub przynajmniej miejsce gdzie znikała na nocki. W ciągu dnia kładła się
koło busa, jadła makaron lub suchary, nie gardziła niczym. Brakowało jej ludzkiego dotyku, pogłaskania.
Ode mnie otrzymała tego w nadmiarze. Lubiłam ją.
Gdy po tygodniu choroba nie ustępowała i siły nie powróciły
zdecydowaliśmy się na antybiotyk, co w moim przypadku jako przeciwniczki
faszerowania się lekami to nie lada krok. Jak sięgam pamięcią świetnie radziłam sobie bez nich przez ostatnią dekadę. Zadziałały, następnego dnia wstałam
pełna energii.
Nie ciągnęło mnie do Lizbony. Przekonałam jednak Michała że
powinniśmy jechać…każdy mówi że warto. Warto, ale… może to nie czas na duże
miasta. Nie potrafię ich ugryźć. Za dużo
szczegółów które nie pozwalają mi się skupić. Na czym? Nie wiem. Czy muszę? … Najwidoczniej
potrzebuję. Dużo ludzi a ja czuję się tak samotna. Bardziej niż na farmie z
osłem. Nie mniej jednak postanawiam zanurzyć się w zakątki uliczek i cieszyć
nowymi odkryciami. Pierwszego dnia samotnie wędruję po mniej turystycznych
miejscach, najbardziej zafascynowana kolorowymi ścianami. Kolejnego dnia, naszymi
mikro rowerkami przemierzamy zaułki starych dzielnic, wąskich uliczek, gdzie
turyści fotografują czyjeś podwórka i przechodzą pod oknem gapiąc się jak w
muzeum. A my wśród nich. Duże miasto i duże kontrasty. Eleganckie knajpy na
które nas nie stać a za nimi domki z kartonów i przesiadywanie na murku z
pustką w oczach. Eleganckie sklepy i czyjś materac położony pod ścianą. To
tutaj mieszka, ktoś, pewnie wróci o zmroku. Lizbona…piękna na swój sposób…nie ma w niej
przesadnego wielkomiejskiego przepychu co moim skromnym zdaniem wychodzi na
plus… mogę jechać dalej.
Podczas choroby patrząc w wodę i niebo miałam czas na
rozmyślanie . Po rozmowie z moimi
bliskimi, ich strachem, przestrogami przed ebolą i próbą wyperswadowania mi
wyjazdu w tak niefortunnym dla Afryki czasie, jedno przyszło mi na myśl. Czy
lepiej żyć bezpiecznie, przewidywalnie
ale nigdy nie w pełni, tęskniąc za tym co zawsze chcieliśmy ale strach nam nie
pozwolił? Czy może lepiej żyć marzeniami, sięgać po „nieosiągalne”, uśmiechać
się do dnia, patrzeć optymistycznie i spróbować być sobą? Trzeba zrobić krok by
móc poznać nieznane i odnaleźć pragnienia serca. Ku zachęcie dla tych co boją
się marzeń.
Pozdrawiamy Was serdecznie i do usłyszenia wkrótce.
W Marvoa, z braku sily mogliśmy tylko oglądać filmy
|
Pożar który wyciągnął nas z łóżka
|
Nad jeziorem w Avis
|
Widok z kuchni, parząc zdrowotną herbatkę
|
W przypływie sił towarzyszyłam Michałowi
|
Brązowa sunia również
|
Mikro sumik
|
Dziadek wie jak łowić, podarował Michałowi przynętę
|
Oto skutki
|
Odwiedziny
|
Rozmyślając
|
Lizbona, to tutaj spędziliśmy kilka nocy, dzielnica Belem
|
Zakątki miasta
|
Najbardziej polubiłam ich ściany
|
Błękit i biel, kolory Portugalskich miast |
Brzeg rzeki Tag, tuż obok naszego „domu”
|
Najstarsza dzielnica miasta, Alfama
|
Codzienność
|
Mieszkaniec
|
Cafe
|
Pozdrawiamy z Lizbony
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz